jueves, 24 de septiembre de 2009

Zycie to nie film

Jestem na terminalu autobusowym Caribe. Za chwile odjezdza moj autobus do Bogoty. Za soba ostatnie spotkanie, ktorego jednak nie bylo...
Umowilem sie z aktywnym czlonkiem ,,Aguilas Negras,,. Organizacji, ktora z ,,politycznego,, AUC przerodzila sie w mafie, kontrolujaca duza czesc departamentu Antioquia, wlacznie z szlakiem przemytu narkotykow przez Cordobe do Uraby.
Nie jest latwo umowic sie z tym czlowiekiem. Rzadko odpowiada na maile, zmienia miejsce spotkania, potem nie zjawia sie...
A moze sie zjawial, ale tylko po to, aby zobaczyc mnie z ukrycia?
Nie podobaly mu sie miejsca wybrane przeze mnie - punkty przy stacjach metra, miejsca publiczne, obstawione przez sily bezpieczenstwa. Ale tylko takie miejsca bralem pod uwage, aby utrudnic ewentualna probe np. porwania.
W koncu uzgadniamy okreslona godzine. Podaje mu miejsce i godzine - 18:00 przy wyjsciu ze stacji Caribe.
Chodze, wygladajac jak ,,osoba oczekujaca na kogos,,. Patrze na ludzi zastanawiajac sie, jak moze wygladac terrorysta. Czy to ten starszy facet o twarzy robotnika? On na pewno nie.
Podchodzi jakis mlody gosc, ale w jego postawie i wygladzie nie ma nic niebezpiecznego. Zaczynamy rozmawiac. To nie on. Poczatkujacy muzyk, umowil sie tutaj ze swoja dziewczyna. Po chwili ona sie zjawia, zegnamy sie, i odchodza.
Wracam do holu metra. Jakis wyrostek z siateczka stoi przy scianie. Przez dluzsza chwile nasz wzrok sie krzyzuje. To musi byc on, mysle, ale wtedy chlopak odchodzi od sciany, spaceruje troche po holu, po czym, jakby nagle cos postanowil, przechodzi bramke i idzie do pociagu.
On?
Nie on?
Nie wiem, i pewnie nigdy sie tego nie dowiem.
Nieufnosc w takich spotkaniach jest zawsze obustronna. Ja moge obawiac sie ,,wyroku,, (do tego nie ma zadnych przeslanek, bo ani nie posiadam tajemnic ktorych wykrycia ktos by sie mogl obawiac, ani nie zrobilem niczego aby na taki wyrok zasluzyc. Jednak mozliwosc istnieje zawsze, wiele zbrodni w Kolumbii jest wykonywanych po prostu przez agresywnych gangsterow zadnych krwi jak i slawy), czy porwania (to realna mozliwosc. Kolumbia jeszcze pare lat temu byla swiatowa stolica porwan, a miejscowi powszechnie wierza, ze kazdy gringo to milioner, z ktorego mozna wycisnac astronomiczny okup). Druga strona tez obawia sie takich spotkan - moga myslec, ze wspolpracuje z policja, z DEA, z diabli wiedza, kim jeszcze. Obawiaja sie takich spotkan, bo wcale nie musza na nie isc, nic na tym nie zyskaja, a moga narobic sobie problemow.
Ci, ktorzy sa zdemobilizowani, poza dzialaniem swoich organizacji, oni chetnie otwieraja sie i opowiadaja o swoich przezyciach, niczym dumni i wyczerpani przezyciami weterani.
Aktywni z kolei dzialaja w biznesie, w ktorym jeden falszywy krok, jeden drobny blad, i grozi im koniec.
Dlatego nie dziwie sie, ze ostatecznie sie nie zjawil. Rozumiem to.
Jestem zawiedziony, ale rozumiem.

No hay comentarios:

Publicar un comentario